Recenzja serialu

Lek na wszystko

Zabić ból" staje się kolejnym przykładem serialu tłumaczącego nam oczywistości na podstawie powszechnie dostępnych informacji i nie działa ani jako fikcja, ani jako dokument, miotając się między
Lek na wszystko
Pigułka szczęścia to koncept równie utopijny co filozoficzny kamień czy inne bzdury wyjęte prosto z czarnoksięskiego almanachu, ale Richard Sackler przekonał miliony, że posiadł zasób wiedzy tajemnej pozwalający mu na wykonanie owej alchemicznej sztuczki. Latami jawił się niczym zakulisowy mesjasz branży farmaceutycznej, który i Łazarza potrafiłby wypchnąć do ulicznego maratonu. Bo przecież cierpienie nie uszlachetnia, żadna to cnota, wystarczy tylko – jak przekonywał – regularnie, co dwanaście godzin, przyjmować opioidową komunię, żeby raju zaznać już na ziemi.


Marketingowe kaznodziejstwo szefa Purdue Pharma – firmy, która dała ci OxyContin! – podszyte troską nie o bliźniego, ale wyłącznie o topniejący stan własnego konta, dzisiaj wydaje się czymś na pograniczu prawdziwego reklamowego geniuszu i niegodziwego knucia godnego komiksowego złoczyńcy. I kimś takim jawi się Sackler, kiedy samotny przechadza się po niedorzecznie ogromnym domu przy dźwiękach „"The Sound of Silence". Klisza? Pewnie. Banał? A jak. Tym bardziej zgrzytliwy, że zaledwie sekundy wcześniej na ekranie telewizora gościła zrozpaczona kobieta – nie aktorka – która przed laty straciła syna, uzależnionego od cudownej tabletki.

Tak zaczyna się każdy odcinek "Zabić ból", miniserialu przedstawiającego i analizującego opioidowy szał końcówki lat dziewięćdziesiątych, kiedy to Ameryka jadła Oxy jak cukierki, do tego nie tylko za cichym przyzwoleniem tamtejszego systemu opieki zdrowotnej, ale i przy jego aktywnym uczestnictwie. I marna to pociecha oraz żadne usprawiedliwienie, że lekarze i urzędnicy zostali przez Purdue zmanipulowani, bo chętnie przymykano oko na jawne ściemy, które udałoby się zweryfikować, chociażby zaglądając do ulotki. Serial Petera Berga krok po kroku pokazuje tryumfalny pochód przeżartego cynizmem Sacklera na farmaceutyczny szczyt, naprzeciwko niego stawiając Edie, pozbawioną złudzeń i nieznoszącą lania wody prawniczkę starającą się go z owego szczytu zepchnąć. Ale z iście thrillerowego potencjału prędko zostają jedynie powidoki tego, co mogło by być, bo "Zabić ból" jest nadmiernie rozstrzelone nie tylko między mnożącymi się fabularnymi odnogami, których bohaterami są kompozytowe postacie ilustrujące kwestie znaczenie cięższe, niż mogłyby unieść, lecz i samym stylem opowiadania.


Edie pełni bowiem również funkcję narratorki, Sackler miewa cokolwiek niepasujące do konwencji, paranoiczne wizje, paradokument nałożony zostaje na zdarzenia całkowicie fikcyjne i, z uwagi na stosunkową krótkość serialu, przesadzone i pędzące na wyższym biegu, a niekiedy niedorzeczny, niezgrabny humor kompletnie wybija z rytmu. Berg, opowiadając natchnionym głosem, zdaje się wierzyć, że sama społeczna waga omawianego problemu nada jego serialowi znaczenie, co przysłania dramaturgię zdarzeń. Bo jednak najciekawsze pozostają tutaj aż do samego końca rozdziały o szarych ludziach przygniecionych przez obracające się tryby farmaceutycznej machiny – mechanika samochodowego beznadziejnie uzależnionego od OxyContinu oraz młodej przedstawicielki handlowej, która, skuszona zarobkiem, korzystając ze swojej urody i absurdalnie niedorzecznych wytycznych od pracodawcy, wpycha lekarzom produkowany przez Purdue specyfik, który tamci hurtem potem przepisują.


I chyba owe zestawienie rodzinnej tragedii, choć pisanej ciężko, grubymi krechami, z korporacyjnym cynizmem, któremu dorysowano gębę Sacklera, jest najbardziej interesujące, tyle że Berg bez przekonania wyciąga z tego wszystkiego prawie wyłącznie oklepane banały i przewidywalne konkluzje. Stąd "Zabić ból" staje się kolejnym przykładem serialu tłumaczącego nam oczywistości na podstawie powszechnie dostępnych informacji i nie działa ani jako fikcja, ani jako dokument, miotając się między chęcią przybliżenia faktograficznego kontekstu a rozpisania znaczącej historii. Nie wyszło ani jedno, ani drugie, po części z winy atroficznego scenariusza, po części z powodu tonalnego fałszu, bo Berg traktuje wszystkie postacie niczym kreskówkowy anturaż uatrakcyjniający jego dokumentalne zapędy.
1 10
Moja ocena serialu:
5
Krytyk filmowy i tłumacz literatury. Publikuje regularnie tu i tam, w mediach polskich i zagranicznych, a nieregularnie wszędzie indziej. Czyta komiksy, lubi kino akcji i horrory, tłumaczy rzeczy... przejdź do profilu
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones